Chciałabym zacząć od tego, że mimo iż nie jestem fanką smoczków, to uważam, że mądrze używane mogą pomóc wielu rodzicom i dzieciom, czasem zdrowie psychiczne mamy lub taty jest ważniejsze niż „nie podawanie smoczka” 

Kluczem jest jednak owo MĄDRE używanie. Dlatego zachęcam Was do zastanowienia się:
• dlaczego chcę podać dziecko smoczek?
• co mi to da?
• co to da dziecku?
• jakie są plusy i minusy tego, że w tej sytuacji podam smoczek?
• czym jest dla nas smoczek?
• jakie konsekwencje może powodować nadmierne używanie smoczka?
O tym, że smoczki mogą mieć negatywny wpływ na rozwój mowy, słyszała już chyba większość rodziców. I to prawda. Zbyt długie używanie smoczka utrwala nieprawidłowe ułożenie języka w buzi, może powodować wady zgryzu oraz utrwalić nieprawidłowy wzorzec oddychania, co objawić się może wystąpieniem różnorakich wad wymowy.
Ja chciałabym także zwrócić uwagę na problemy emocjonalne. Zbyt długie i częste ssanie smoczka może prowadzić do uzależnienia od niego, co bardzo utrudni nam odstawienie smoczka (a chyba każdy rodzic myśli o tym, że kiedyś musi nastać taki dzień, gdy pozbędziemy się smoczka z domu – przy okazji dodam, że najlepszym momentem na odstawienie smoczka jest 4/6mc życia dziecka, gdy odruch ssania słabnie i jest zastępowany odruchami żucia i gryzienia).
Zastanawiam się jednak nad jeszcze jednym ważnym aspektem emocjonalnym – przekazem: jaki komunikat dajemy naszemu dziecku, podając mu smoczek? Co chcemy powiedzieć naszym dzieciom, gdy się nimi opiekujemy? Że je kochamy, dbamy o nie, że jesteśmy wrażliwi na ich potrzeby? Co się zatem dzieje, gdy nasz maluch kwili, a my nie szukając rozwiązania (tulenie, rozmowa, zmiana pieluszki, zmiana pozycji, okazanie zainteresowania…) podajemy mu smoczek? Dla mnie jest to jasny komunikat: teraz nie chcę Cię słuchać, Twoje potrzeby nie są teraz ważne, teraz ważne jest, żebyś było cicho. Może dramatyzuję, może przejaskrawiam sytuację… a może nie 

Ja osobiście nie chciałabym, aby zatykano mi buzię jakimś gumowym przedmiotem kiedy chcę przekazać swoje myśli i potrzeby, nawet jeśli nie są one dla wszystkich jasne i czytelne, chciałabym być wysłuchana. A Wy?
A na koniec jeszcze jeden fakt, o którym warto pamiętać: ssanie smoczka i ssanie piersi to nie to samo.
Podczas ssania piersi dziecko uruchamia ponad 200mięśni (głowy, szyi, gardła, języka, twarzy…). Podczas ssania smoczka aktywnych jest zaledwie 40mięśni (są to głównie mięśnie aparatu mowy).
Dlatego zachęcam do przemyśleń i refleksji 

P.s. My nie używaliśmy smoczka. Były naciski ze strony położnych w szpitalu, no bo wszystkie dzieci mają, a tylko ten pani biedny synek nie… ale udało się bez tego, tylko mi się obrywało, że po co tyle go przytulam, dałabym smoczek, to bym się wyspała (hahaha!). Zamiast smoczków używaliśmy siebie. To znaczy, że gdy Leon był marudny, rozdrażniony, smutny staraliśmy się go ukoić, kołysać, karmić, przewijać, okazywać mu zainteresowanie. A gdy miał silny odruch ssania, pomagały też gryzaki, które traktowaliśmy jako masażery dziąsełek i zabawki. To takie moje osobiste przeżycie, bo często słyszę, że łatwiej powiedzieć niż zrobić 
